Nasz wyjazd do Barcelony był bardzo spontaniczną decyzją. Ale połączenie spotkania z długo nie widzianym przyjacielem i zobaczenia miasta, o którym marzyłam już od dawna.... nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zrezygnować z tej krótkiej wycieczki. Więc... pojechaliśmy.
Może to duże słowo... ale te pięć dni, a w zasadzie cztery, w jakiś sposób zmieniły mój sposób myślenia i dały mi energię by walczyć dalej z codziennością. Dały mnóstwo marzeń, sprawiły, że pojawiło się pełno nowych planów, które jestem zdeterminowana zrealizować. Wiele osób pewnie ma już dosyć mojego zachwycania się tym miastem... ale są takie miejsca, które potrafią wpłynąć na nas w sposób, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć.
Przywiozłam oczywiście setki zdjęć i filmów... i tym mogę się z Wami podzielić :)
I'll be back.
Dzień zaczęliśmy od +/- 5-kilometrowego spaceru na Camp Nou (i z powrotem) - do 14.00 mieliśmy w nogach jakieś 10km, a czekało nas jeszcze dużo, dużo więcej. |
Adam i... spełnione marzenie :) |
Mistrz... pierwszego planu. |
More coming soon.
wonderful post....
OdpowiedzUsuńI love your blog!
fantastic pictures!!!
A big kiss!
Marina
Hiszpania to moje marzenie, a po obejrzeniu takich zdjęć chęć jeszcze wieksza :)
OdpowiedzUsuńBedzie ich więcej :))) mam spore zapasy ;)
OdpowiedzUsuńAle pięknie! Bardzo się cieszę, że zamieściłaś ten post, bo od razu po moim powrocie w lutym lecę właśnie do Barcelony!!! Jak masz jakieś tipy/znasz małe sekretne miejsca, to też napisz koniecznie! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
OdpowiedzUsuńTrzecie jest dosłownie "nieziemskie", widok jest przepiękny!