Kontynuacja pierwszego dnia w Barcelonie. Aż trudno zliczyć ile kilometrów wtedy pokonaliśmy, ale nogi same nas niosły. Fizycznie byliśmy wykończeni, ale psychicznie chyba jeszcze nigdy tak nie odpoczęłam. Po krótkim pobycie w Anglii dołączyli do nas Kamil, Jerry i Stacey. Nie mogę sobie wyobrazić lepszego miejsca na spotkanie po latach!
Szamanko pod łukiem triumfalnym. Tak, durum był pyszny. |
Parc de la Ciutadella... coś pięknego! |
Jesus on rollerskates! :D |
Wyjście na ogrooomny taras. |
Pierwsza wspólna kolacja. |
Emocje dopiero będą, jak łaskawie skończę sesję i zacznę skręcać swój pierwszy film xD...
OdpowiedzUsuńKobieto, nie ma czego zazdrościć, do sukcesu jeszcze bardzo, a nawet BAAARDZO długa droga :)
Jeśli można czegokolwiek zazdrościć, to na pewno tych wszystkich podróży! Nawet nie wiesz jak mi się marzy wyprawa do Anglii, nie wspomnę o przechadzce w Paryżu... Wspaniałe masz te zdjęcia, takie prawdziwe perełki najpiękniejszych wspomnień :)!
O rany, istne szaleństwo :D!
OdpowiedzUsuńAle widzisz, mimo wszystko się udało ;) ja sobie co roku obiecuję, że będę odkładać pieniądze, ale ilekroć się do tego zabieram, za każdym razem pojawiają się niespodziewane wydatki przez co mogę sobie pozwolić jedynie na jakiś wypad do Zielonej czy Ostrowa od czasu do czasu xD
Daj spokój, technika nie ma tu nic do rzeczy! Masz tutaj swoją, nieprawdopodobną historię i niech taka zostanie :)
wonderful the movie and fantastic the pictures!
OdpowiedzUsuńciao my dear friend!
Marina