Tribunj to miejscowość (tuż pod Sibenikiem), w której zatrzymaliśmy się na tydzień, żeby po prostu się wylenić. Po intensywnych kilku dniach i w perspektywie kolejnego intensywnego tygodnia, postawiliśmy na 7 dni kompletnego lenistwa - leżenia, opalania się, picia, jedzenia i oglądania zachodów słońca.
Do Tribunja dotarliśmy wykończeni, po przejechaniu dobrych 70km wybrzeża i bezskutecznych poszukiwaniach lokum. To nie było miejsca, to za drogo, to za głośno, za dużo ludzi i koszmarne warunki. Będąc w Chorwacji drugi raz, zaczęłam się zastanawiać co się stało z Chorwacją, którą pamiętałam - cichą, klimatyczną, pełną turystów, którzy jednak jakimś cudem ginęli w urokliwych miasteczkach. Znalazłam ją w najmniejszej miejscowości, jaką udało mi się znaleźć na mapie - w Tribunju.
Miasto miało swój urok zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy.. ale o tym później ;)
Na takich wakacjach żadne kalorie się nie liczą :)
Spacer na wzgórze..
Na szczycie wzgórza znajdowała się urocza mała kapliczka.
A z góry rozpościerał się przepiękny widok na całe miasteczko.
Raj na ziemi.
Błęęękit!
Hello little friend!
Ostatni poranek na plaży...
CYA!
Zdjęcia, jak zwykle, PRZEpiękne! Wygląda rajsko indeed. :)
OdpowiedzUsuńI z tego samego powodu pokochałam Vodice! Małe, ciche, urocze, malownicze! A resztę po prostu zwiedzić :)
OdpowiedzUsuńwonderful pictures...you look stunning!
OdpowiedzUsuńciao my dear friend!
moja kochana Chorwacja:)
OdpowiedzUsuń